W sobotę pojechałam z Charlie, Egli i Ellen do SanSebastian, żeby wziąć udział w tym sławnym festiwalu filmowym. Cały dzień lało jak z cebra i doszczętnie przemokły moje nowe balerinki :(
Na godzinę, która nam pasowała zostało tylko 14 biletów na film "Where God left his shoes", wszystko inne było wykupione... Film bardzo mi się podobał, ale należał do tych 'inteligentnych' i smutno mi było, że nie mam się do kogo przytulić.
W niedzielę pojechałyśmy w takim samym składzie do Algorty na festyn... hmm, w sumie był to taki market, mnóstwo straganów i wszystko stylizowane na śreniowiecze... różności robione ręcznie, specjały według starych receptur ;), zioła i przyprawy... Kupiłam sobie śliczny pierścionek i kolczyki :P
A to reklama tutejszej telekomuny :O
no cóż, lecę, bo zaprosiłam gości na naleśniki, a jeszcze mleko muszę kupić :)
4 komentarze:
potwierdzam, nalesniki byly pyszne, chociaz czekolada sie skonczyla.. ;)
Kurde, szkoda, ze dopiero sie teraz dowiedzialam o twoim blogu (to moj sekretarz ma amnezje mimo, ze mi wmawia, ze to ja...). Podziwiam Cie, ze w ogole go prowadzisz bo moimi checiami jest wybrukowane z pol piekla. Moze teraz sie zbiore w Niemczech...Trzymaj sie kochanie :*
jak bedzie Ci dalej wmawial to wszytsko jest zapisane w archiwum gg :PPP
zbierz sie zbierz, odpowiadanie na tysiac maili w stylu "jak tam?" jet upierdliwe, a taki blog zalatwia to za jednym zamachem, polecam ;D
buuzi :* (juz mi sie snilo, ze od mnie przyjechaliscie, teraz trzeba ustalic kiedy :P)
erazmusowi zawsze wiatr w oczy... nasz poczatek tez byl(jest) delikatnie mowiac 'kiepski'. Jak juz sie ogarniemy z mieszkaniem we dwojke w jednoosobowym (w pelnym tego slowa znaczeniu) pokoiku i zlokalizujemy gdzie odbywaja sie zajecia, ktore zaczely sie w poniedzialek to ustalimy date odwiedzin :)
Prześlij komentarz