poniedziałek, 5 listopada 2007

Księżniczka z zamkiem <3 (Bump!)



Nie ma o czym pisać, jeżeli gdzieś nie wyjadę to siedzę nad książkami... :<
Poznałam od nowa Agatę D. w Bilbao :D jakiż ten świat mały!
"Marta" "Agata" o_O"

Głodna jestem :P zaraz wracam :P

Chciałam dokończyć notkę w domu, ale net sąsiadów też przestał działać(mówiłam już, że nie mogę się połączyć z moim?...), więc znów jestem odcięta od świata. Dobrze, że telewizja chociaż działa.
Braciak przyleciał do mnie w środę! :DDDDD
Miód na moje stęsknione serce ;*
W czwartek wybraliśmy się nad ocean. Mimo średnio ciepłej temperatury Pucek postanowił się wykąpać :PPP
W czwartek wieczorem wybyliśmy do Sevilli. Zdjęcia w albumie, łeb mnie boli i nie chce mi się pisać :/

*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~~~*Edyta:
Pojechałam po mojego kochanego braciszka na lotnisko, tak jak przewidziałam był strasznie zestresowany lotem, ale dzielnie sobie poradził :P moje maleństwo ;* :PPP
Na szybko coś zjedliśmy, młody się wykąpał i siuuuu na imprezę Halloweenową :)
Ledwo żeśmy zdążyli na darmowe wejście. Impreza byłaby całkiem udana gdyby nie potworrrny ścisk! Potworrry uwięziły nas również w trumnie, moje zdjęcie w galerii, a Roberta obiecali umieścić na BURN!, ale narazie nie mogę tam znaleźć żadnych zdjęć. Pod koniec to mi się już słabo robiło od duchoty a oczy płakały od dymu... Więc zmyliśmy się dosyć szybko(chociaż ciężko było zwinąć Robka, a jeszcze mi obiecał, że rano wstanie, burak jeden no!). Na imprezie był też Zimek i Sebastian - wyrywali panienki ;P
Oczywiście poranek okazał się ciężki i późny, marnotrawstwo. Ze względu na święto wszystko było pozamykane i już się bałam, że nie wydrukujemy nigdzie naszych biletów do Sevilli i utkniemy w Madrycie w środku nocy :P ale głupi ma zawsze szczęście i wydrukowaliśmy i do tego zjedliśmy lody :D potem szybciutko na Termibus po bilety do Madrytu iiii nad Ocean! :)
Zaprowadziłam moją Małpkę na plażę Sopelana i tam pozwoliłam się wyszaleć, co można zobaczyć na zdjęciach :P ("Maaaartaaa, a tak fajnie?! Dobra to ja zrobię *tu wpisać dowolnego wygibasa*, a Ty mi zrobisz zdjęcie, ok?" itd. ;>>>)
Jakimś cudem udało nam się wyrobić na autobus i wyruszyliśmy w podróż przez całą Hiszapnię.
Ku mej uciesze pan kierowca puścił nam w autokarze "Ruchomy Zamek Hauru" !!! :D <3 Miyazaki! więc miałam konkretnego banana na twarzy (no i ćwiczyłam rozumienie ze słuchu, bo Hiszpanie dubbingują wszystko :P).
Poszwędaliśmy się przez godzinkę po Madrycie i wsiedliśmy w autobus do Sevilli...

Sevilla to absolutnie cudownie piekne miasto! I cieplutkieee!!!
Poranek był ciężki... obudziliśmy się herbatą i myciem zębów w obskurnej, przystacyjnej kawiarni. Następnie, odczekawszy na wschód słońca, kupiliśmy mapę i wyruszyliśmy na podbój miasta (szukanie noclegu czyli :P). Mapa była kiepska, ale zmysł orientacji uderzył ze zdwojoną siłą i odszukaliśmy najpierw informację turystyczną, tam dostaliśmy fajniejsze mapki i wskazówki jak dotrzeć do hostalu nr. 1...

Mieliśmy szczęście i z miejsca udało nam się dostać nocleg w BackpackersSevilla :D (o ósmej rano nie mieli dużej kolejki ;P), z internet, śniadankiem, własną łazienką, mniam.
Nasze intensywne zwiedzanie można podziwiać na fotach (sprawność fizyczną mojego kochanego braciszka też :P). Opowieści co, gdzie, jak osobiście już w grudniu! :D
Muszę tu wspomnieć, że ostatnie godziny przed wyjazdem poświęciliśmy na IslaMagica- park Amusement Park! ;DDD I był to najlepszy pomysł na świecie! :) Miła pani nawet dała nam upust na bilety ;P eh... takiego widoku na Sevillę to nie ma nigdzie ;)

W niedziele zdążyłam Robcia tylko przegonić po Bilbao, ale wszystko było pozamykane i kupiliśmy ohydną telepizze... A rano fruuuuuuu i poleciał! chlip ;__; Martusia znowu siama została...

Brak komentarzy: